Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 105.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Któryś z nich jej głowę zawrócił.
Ochmistrzyni coraz się mocniej unosić zaczęła.
— Nieszczęśliwy to dzień i godzina, gdy ci Francuzi do nas zawitali, kłamcy, rozpustnicy, kuglarze.
Ja zawsze przeczuwałam, że oni nam nic z sobą dobrego nie przyniosą.
— Zmiłuj się, król, król jest tak szlachetny, dobry — poczęła Anna.
Żalińska się cofnęła na krok i zamachnęła rękami.
— Nie gniewajcie się, królewno — rzekła — jam stara sługa. Tyle on wart co oni wszyscy... przekonasz się o tem.
Anna odwróciła się nic nie odpowiadając.
— Jeśli się to sprawdzi — rzekła — wprost zaniosę skargę do króla, zobaczysz, że mi sprawiedliwość wymierzy.
Tymczasem — dodała uspokajając Żalińską — chociaż radabym wierzyć, że cię oczy nie omyliły, Żalińska moja, pozwól abym sprawdziła to coś mi przyniosła.
— Jak? — przerwała ochmistrzyni ze zwykłą sobie śmiałością. — Tom ciekawa?
Królewna pomyślała trochę.
— Wspomniałaś tego poczciwego Talwosza — rzekła. — Wiesz jak on w niej był rozmiłowany. Gdyby nas wszystkich oszukała, jegoby