Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 120.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wiodąc życie na pół klasztorne, niedziw że do takich zabaw swobodnych nie była nawykłą.
Panie jej dworu odwracały oczy, nie śmiejąc się odzywać.
Farandola coraz nabierając większego ognia, szaleńsza coraz ku końcowi, skończyła się nareście.
Noc już była nadeszła i gwiazdy na czarnem tle jej połyskiwały. W całym ogrodzie niezmiernie było wesoło, starsi pili i nucili, młodzież podzielona na grupy tańcowała.
Muzyki najpocieszniej, zdala słyszane, sprzeczały się z sobą.
Chwilę ledwie odpoczynku dozwolono sobie po nużącej Farandoli, a król naglił, ażeby czasu nie tracić.
Tańcowano spokojniej już nieco Sarabandę dla spoczynku, ale głosy ożywione Francuzów domagały się Branles, tańca, o którym powiadano, że bardzo rozmaicie bywał wykonywany, a wymagał wielkiej zręczności i siły.
Domyślano się czegoś szalonego, i królewna szeptała krajczynie, że mogłyby wstać a przejść się po ulicach.
W istocie raziło ją to pospolitowanie się króla, jego trzpiotanie i ruchy, które się niezbyt przyzwoitemi wydawały... Wolała na to nie patrzeć.
Lecz zamiast tego strasznego Branles, zaczę-