Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 122.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Młody jest — rzekła — no i niezawsze się może rozerwać. Co dziwnego! spoważnieje on rychło.
Szli tak dalej. Wśród drugiego koła drzew, część Francuzów, której gorsza muzyka przygrywała Kuranta, zwijała się ochoczo. Tu, oprócz tancerzy, kupa ludzi ciekawych przypatrywała się zabawiającym.
Królewna z Łaską podszedłszy cicho, stanęły także nieco opodal w cieniu, zkąd skaczące pary dobrze widać było.
Nagle z piersi Anny wyrwał się okrzyk wprędce stłumiony, potrąciła jakby przestraszona krajczynę i nic nie mówiąc, ręką drżącą ukazała jej na prawo.
Oczy pani Łaskiej idąc w tym kierunku zatrzymały się na młodziku stojącym niedaleko, który płaszczem otulony, w berecie z piórem na głowę ułożonym od niechcenia przypatrywał się także tańcującym.
Krajczyna zobaczywszy go, o mało nie wykrzyknęła także.
Nie chciała wierzyć oczom swoim.
Gdyby nie strój męzki, powiedziałaby że miała przed sobą Dosię Zagłobiankę. Królewna, chwilę się tylko zawahawszy już z krajczyną do tego zjawiska miała się zbliżyć, gdy Zagłobianka (ona to bowiem była) obejrzała się, poznała