Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 129.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

się to, niestety, z małą odmianą. Miałam przy sobie wychowankę, do której sercem całem byłam przywiązaną. Dosię Zagłobiankę. Śliczna była jak rozkwitła różyczka polna, a rozumna i stateczna na podziw. Któżby to był mógł przewidzieć? To dziecko któryś z Francuzów mi zbałamucił i w najniepoczciwszy sposób oszukano mnie, ją porwano. Ona jest tutaj. Kryje się, a tak niezręcznie, iż i moi słudzy i ja nareście sama widziałam ją po męzku przebraną.
Tęczyński słuchał, okazując coraz większy frasunek.
— Muszę prosić króla o sprawiedliwość — dodała Anna. — Co się stało, niepodobna zmienić, lecz niech się winowajca żeni, takiego zgorszenia nie można puścić bezkarnie.
Podkomorzy schylony, zadumany zdawał się przemyślać nad odpowiedzią.
— Niewiadomo kto się tego dopuścił? — zapytał.
— Ja nie wiem — rzekła królewna — ale król z łatwością się potrafi dowiedzieć o tem.
— Lękam się — odparł cicho Tęczyński — aby winowajca nie był zbyt wysoko położony. Król wielu ze swoich Francuzów oszczędzać musi, nie nad wszystkimi ma władzę.
Sprawa ta wymaga wielkiej oględności, ale