Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 131.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

króla pożyczyć, bo nie miała takiego, któryby popsutym gębom pieszczonych Francuzów mógł dogodzić.
Zakłopotała się niemal do łez królewna.
Tymczasem krajczyna, która dotąd się nie chciała wyrzec nadziei ożenienia Henryka z Anną, uszczęśliwioną była tą nową oznaką jego... czułości. Tak ona to nazywała. Zbliżał się, starał widocznie o łaski, żywił tę myśl, która zresztą należała do zobowiązań.
Łaska i inne panie idące za jej przykładem tak uparcie w tej wierze trwały, że niekiedy sama nawet królewna dawała się nią uwieźć.
Pytała tylko siebie samej często — czy małżeństwo to dobremby było, czyby szczęśliwem być mogło?
Najczęściej łzy na to odpowiadały i niepewność wielka. Tak młody, tak płochy — możnaż się było po nim przywiązania spodziewać? Im lepiej go poznawała, tem bardziej powątpiewała o tem.
Wreście z rodzajem rezygnacyi zrzekała się własnej woli, mówiła w duchu — Stanie się co Bóg da, co przeznaczył! Nie władam sobą, należę do kraju, każą mi do ołtarza iść z nim, pójdę. A potem...
Stań się wola Twoja.
Rzadko myśl weselsza rozjaśniła te ciemne obłoki przeczuć trwożnych; a pociechą najczę-