Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 154.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

I ręce szeroko wyciągał.
— Albo prędko, póki nic się nikt nie domyśla, lub później wcale nie będzie można — dodał Villequier.
Spoglądał na Sederyna, który jeszcze do siebie przyjść nie mógł.
Zbliżył się potem i położył rękę na jego ramieniu.
— Królowi o to najmocniej chodzi, aby się co prędzej dostał do Francyi — rzekł — powinieneś to zrozumieć. Niech kosztuje co chce. Wdzięczność będzie nieograniczona.
Mówmy jak i co poczniemy!
Sederyn jeszcze nie całkiem oprzytomniał.
— Nie dziwujcie się — odezwał się po długim przestanku — że mi niełatwo przychodzi zebrać myśli. Dom, handel, majętność, siebie, życie, wszystko stawić muszę. Stawka wielka.
— Ale wygrana pewna i stokroć ją przewyższająca — przerwał Villequier.
Sederyn, jakby pokrzepienia lub czasu do namysłu potrzebował, wysunął się obiecując natychmiast wrócić, i powrócił w istocie niosąc kubki i wino. Jeden z nich sam wychylił.
Zamyślony stał jeszcze trochę.
Villequier coraz to go budził.
— Cóż więc? cóż więc?
Sederyn z oczyma w stół wlepionemi, po