Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 155.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

którym palcami przebierał, nie odpowiadał. Naostatek ochłonąwszy z pierwszego wrażenia, otworzył usta.
— Za królem nieochybnie pogoń się puści — rzekł. — Potrzeba się zabezpieczyć, ażeby jak najpóźniej się opatrzono, a drogę tak oznaczyć, ażeby jak najprędzej można doścignąć granicy. Na polskiej ziemi jeżeli króla dogonią, nie puszczą go dalej.
Villequier potakiwał.
— Któż to mógł przewidzieć — dodał Sederyn posępnie — że przyjdzie do potajemnej ucieczki? Nikt się nie gotował do tego... a tu pośpiechu potrzeba.
— Jak największego — potwierdził Villequier.
— Konie przodem wysłać musimy, bo jedne nie starczą — mówił Sederyn. — Ile osób będzie przy królu?
— Gromadka nie wielka, sądzę — odparł Villequier — ale nic jeszcze nie oznaczono. Koni może nam Larchant dostarczyć.
Rozpoczęli mówić o szczegółach, których się tyle nastręczało, iż Sederyn ręce łamał co chwila. Villequier w imieniu króla na pośpiech i na tajemnicę nalegał. Nie dawał na przygotowania więcej nad dni trzy. Znał króla i jego temperament niecierpliwy.
W końcu Sederyn głosem znużonym zapytał.