Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 180.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

względem mnie, innym być może przebaczoną, ale nie wam. Dałem wam tyle dowodów życzliwości mojej, iż mi trochę wierzyć powinniście. Zkąd ten niepokój? posądzacie mnie.
— N. Panie — zawołał Tęczyński — ja mam w was nieograniczoną ufność, słowo wasze dla mnie święte... lecz mimowoli ulegam temu co mnie otacza. W mieście niewysłowiona panuje trwoga, senatorowie jej ulegli. Ślą do mnie, dowiadują się, niepokoją.
Król, który śmiechem — bo mu się łatwo zdobyć było na niego — zbywał najczęściej wszystko, rozśmiał się głośno.
— Co za dziwactwo! — zawołał.
Ale wnet rozmowa się zwróciła dziwnie.
Tęczyński niedawno przedtem darował był pięknego konia królowi.
— Bardzo żałuję, żem go jeszcze nie mógł spróbować — rzekł Henryk — ale w tych dniach nie miałem ani godziny swobodnej. Wytrzymały on jest?
— Jak wszystkie nasze i wschodnie — zawołał Tęczyński — nie wymagają one zbytnich starań, a często niemal samą wodą żyć umieją.
Nasi żołnierze zmuszeni w stepach wyschłych ścigać Tatarów, zimą czynić wycieczki, gdy strzechami domostw konie żywić potrzeba,