Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 184.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

gu — w mieście popłoch i żal okrutny. Wszyscy twierdzą, że chcesz nas porzucić i odjechać potajemnie.
Trwoga niezmierna.
Król wstał od stołu posępny i z wyrzutem się zbliżył do podkomorzego.
— Mój hrabio — odezwał się poważnie — ludzie rozsądni jak wy nie mogą temu dawać wiary. Wiecie co rada senatorów postanowiła. Co się tyczy głupiego tłumu gawiedzi, która nie wie co plecie, dajcie jej pokój. Nie dbam o plotki, a idzie mi o dobre imię.
Tęczyński zdawał się uspokojonym i podziękował królowi.
— Bądź co bądź — rzekł — ponieważ pogłoski się szerzą a umysły burzą, muszę iść upewnić i zabezpieczyć lękliwych.
— Idź, mój hrabio — rzekł król — powiedz żeś się widział ze mną i co słyszałeś odemnie.
Po wyjściu hrabiego nadszedł Villequier i Souvray, oba dosyć niespokojni, potwierdzając to co mówił hrabia.
W chwilę potem przyłączył się do nich Larchant z oznajmieniem, że około wrót i bram stawiano wszędzie straże.
Król spojrzał na niego.
— Niemniej — rzekł stanowczo — com postanowił, spełnić się musi.
Larchant skłonił głowę w milczeniu.