Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 199.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszystko to się wyjaśni i za chwilę uspokoi.
Krajczyna w istocie uwierzyć prawdzie nie chciała.
Anna z różańcem w ręku, drżąca zwróciła się do Żalińskiej.
— Idź, proszę cię, niech wiem prawdę. Wśród nocy, w pierwospy żeby się ważono na królewskim zamku na taką trwogę uderzyć! Niesłychana rzecz, powadze majestatu uwłaczająca.
Żalińska także do siebie przyjść nie mogła.
Pośpieszyła się przyodziać.
Krajczyna nie odstępowała już Anny, którą niepokój przejmował coraz większy. Chciała wstawać, ale Łaska jej nie dozwalała. Upierała się niewierzyć.
Długiemi wydały się te minut kilkanaście, które na powrót Żalińskiej oczekiwać musiano. Zeszła ona aż na dół i wpadła tam w taką ciżbę i zgiełk, iż się z początku nic dopytać nie mogła.
Znalazł się szczęściem nadbiegający już Koniecki, który był wszystkiego świadomy.
Nie było wątpliwości. Ochmistrz widział sypialnię pustą, słyszał co opowiadano o ucieczce. Allemani sam mu potwierdził co powiadano.
Szli więc nazad do królewnej, która się ubrała naprędce i otoczona całym dworem stała jak słup, nie mogąc jeszcze zebrać myśli.
Kobiety jedne płakały, drugie starały się