Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 206.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Konie leżącej wśród ulicy szczęściem nie zgniotły, czego się Talwosz obawiał, omdlenie było skutkiem wzruszenia jakiego doznała.
Zaledwie otworzywszy oczy i oprzytomniawszy, Zagłobianka gdy przypomniała sobie co ją tak przeraziło, zerwała się z krzykiem z łóżka i padła na nie bezsilna.
Talwosz począł ją, jak umiał pocieszać i uspokajać. Rozlała się cała we łzy i jęki.
Mówił jeszcze do niej, gdy się zerwała.
— Król? król? co się z królem stało? To nieprawda! Nie mógł ujść!
Załamała ręce.
Litwin nie wiedział sam co miał odpowiadać.
Przypadła do niego z rękami zaciśniętemi, błagając.
— Król? powiedz mi co się z nim stało? Ci źli ludzie, ci nieprzyjaciele jego, oni gotowi...
— Królowi się nic stać nie mogło — odparł Talwosz — bo uszedł z wieczora i już go ani Tęczyński, ani nikt nie dogoni.
Dosia słuchała, patrząc osłupiałemi oczyma.
— Król, król uszedł? — przerwała — możeż to być?
— Cały zamek splądrowano, niema wątpliwości, nie znaleziono go nigdzie.
Zagłobianka oczy wlepiła w ziemię. Łkanie