Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom III 224.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wołał, iż nie ladajaka ale jak najdroższa pamiątka należy podkomorzemu.
Henryk zdjął z palca pierścień z dyamentem kosztowny (1200 talarów) i podał go Tęczyńskiemu, który ciągle łkając i płacząc, rękę całując jego rozstał się nareście.
— Odemnie, panie hrabio — dodał Souvray — przyjmijcie zbroję, którą zostawiłem w mojem mieszkaniu na zamku w Krakowie.
Henryk skinął na swoich i natychmiast ruszył dalej ku granicy morawskiej, gdzie postawione przez Bellièvrea konie i kolebka czekały.
Nie potrzebował śpieszyć z powrotem Tęczyński, wioząc smutną tylko odprawę, jaką mu dano.
Wszyscy ci co po Tęczyńskim wyjechali także chcąc napędzić króla: dwaj marszałkowie koronny i litewski, starosta krakowski, kasztelanowie czeski[1] i gdański, wielu szlachty ochotników, razem kilka tysięcy koni, przekonawszy się, iż Henryka nie potrafią doścignąć, od Zatora i Oświecimia popowracali.
Podkomorzy ciągnął nazad, wiedząc co go w Krakowie czeka. On, biskup kujawski, Zborowscy mieli wiele do zniesienia, im przypisywano wszystko złe.
Zaledwie powróciwszy do Krakowa, podkomorzy musiał się udać na zamek, aby zdać

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – czerski.