Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom II 070.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

sięgać, iż na przyszłość w zgodzie z nią będą działali dla dobra wspólnego.
Dziękowała Anna, przyklaskiwali wszyscy. Zborowski kielich po kielichu wychylał, język mu się plątał, ale serca okazywał coraz więcej i tak obiad się skończył przy powszechnem rozrzewnieniu.
Biskup chełmski, starowina, płakał także. Litwa więcej milcząca, wtórowała tym wynurzeniom miłości i przywiązania dla królewnej.
Na klęczkach tedy ucałowawszy podaną sobie rękę królewnej, gdy ta z pokojów wyszła, bo czas było myśleć, jak Zborowskiemu odwrót zapewnić, Koniecki z Rylskim musieli pod ręce go wziąć, aby ze wschodów prowadzić, gdyż chodzić już nie mógł.
A że konia też dosiąść nie było o czem myśleć, kolebki zaś nie miał pogotowiu wojewoda, musiano go z zamku końmi królewnej odesłać.
Wróciwszy do swojej sypialni, Anna we łzy się rozlała.
Wszystko wprawdzie obracało się na dobre — na pozór wychodziła zwycięzko, ale to były dopiero początki, a przyszłość stawiła się przed jej oczyma z całą swą grozą niepewności.
Wspomnienie trucizny, potwarze te, które ją czyniły w oczach narodu poczwarą jakąś, gotową nieprzyjaciół pozbywać się wszelkiemi środkami, zabolały mocno.