Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom II 081.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

żność, dobroczynność, prostotę obyczaju i zacność Stępek znał oddawna.
Widział ją cierpiącą i upokorzoną za życia króla i tego starczyło, aby dla niej współczucie gorące wyrobić w wikarym.
A przytem Henryk, jak wiedziało duchowieństwo, był wiernym synem Kościoła.
Słowo ks. Stępka znaczyło wiele, bo mówiło do serc w imię Boga.
Mazurowie zaledwie się powoli tu ściągać zaczęli, już hasło było dane, a nowo przybywający przejmowali je z łatwością.
Obok Henryka szeptano imię Anny. Szły one razem.
Nadchodząca wiosna piękna, ciepła, dla szczęśliwych wesoła, na zamku zapowiadała się smutną. Królewna leżała prawie ciągle chora, zmuszona nie wstawać z łóżka dla febry, która przez dzień ją trzęsła, a niczem się pokonać nie dawała. Miała tyle siły, że wolna od paroksyzmów wstawała, wychodziła, przyjmowała, zajmowała się sprawami bieżącemi, lecz z każdym dniem wyczerpywał się zapas życia, a choroba przeciągała się uparcie.
Ani lekarze, ani sławione leki starych bab, ani modlitwy nie pomagały. Do blizkiego już nawet kościoła, pobożna pani, która nawykła była wstawać na jutrznię i iść modlić się, nie mogła już chodzić i mszy słuchać.