Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom II 135.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

naglić, prosić i po rękach całować zaczęła, że w końcu milczące przyzwolenie otrzymała.
Godzina już była późna, gdy wybiegłszy z sypialni, śmiała dziewczyna posłała po Talwosza, którego zawsze wiedziała gdzie szukać miała.
Litwin, chociaż dotknięty tem, iż się Dosia nadto Francuzami zajmowała i dozwalała im stroić zaloty, przybiegł natychmiast.
Dziewczę odezwało się tonem rozkazującym, nim miał czas otworzyć usta.
— Patrz wpan, abyś mi na jutro dodnia ułatwił wszystko. Przebiorę się po męzku i muszę od rana widzieć wszystko, abym królewnie doniosła, jak się odbyło.
— Po męzku! — wykrzyknął Talwosz. — Ależ noc nadchodzi! sukni nie mamy, przygotowanego nic, a o tem nie myśli panna Dorota, że ją choćby z pięknego lica wszyscy poznają.
— To moja rzecz! — odparła Zagłobianka dumnie — czyń wpan co do niego należy, albo chcesz, abym się zwróciła ku komu innemu?
Talwosz się rzucił.
— Zrobię przez noc co będzie można — rzekł — lecz mało powiedzieć: przebiorę się po męzku. Musicie sobie strój wybrać i oznaczyć.
Dosia krótko się namyślała.
— Włoski strój mnie przysposóbcie — rzekła.