Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom II 143.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wiele było, chociaż wdzięk w sobie miał wielki i siłę potężną we wzroku.
Nie opatrzyła się zdradzając, iż ten wzrok spotkać musiała i na sobie go doświadczyć. Dopiero gdy się to z ust wyrwało, usiłowała wytłómaczyć tem, co słyszała od ludzi.
Zagłobianka mówiła jeszcze, gdy nadbiegł Krassowski, który na dole króla do stołu idącego czas miał pochwycić i kilka słów z nim zamienić.
Karzeł ręce na piersiach krzyżując zaręczał, iż Henryk był wszystkiem zachwycony, że Polska przeszła jego oczekiwania, a wspaniałość przyjęcia Francuzów w osłupienie wprawiała.
— Nie nowina dla nich — mówił śpiesząc się jak zawsze i sypiąc słowami jakby się lękał, by mu ich nie odjęto — nie nowina dla Francuzów przepych, złoto i srebro, ale takiej fantazyi cudnej, takiego wymysłu i rozmaitości, takiego kunsztu w barbarzyńskiej Polsce nigdy się nie spodziewali.
Krassowski nie mówił może wszystkiego co słyszał, lecz rokował jak najlepiej o przyszłości.
Orzeł, który stał na bramie w rynku, wesoło witając pana nowego skrzydłami trzepotał.
Wśród tysiąców ludzi, żadnego nie zgnieciono, nikt się nie poskarżył, nikt nie zginął.
Anna słuchała smutna trochę i zadumana.
W tym dniu o niej wcale mowy nie było