Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 108.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Dosia rzuciła ramionami.
— Na to waszmość masz rozum i przebiegłość — odezwała się rzeźko. — Zapewne że tak jak stoisz, nie zbliżysz się, ale...
Talwosz się rozśmiał.
— A! prawda — zawołał — juści się za chłopa albo za babę po grzyby idącą mogę przebrać.
— Dosyćby za żebraka — wtrąciła Zagłobianka żywo.
— Nie wiecie o której godzinie ta schadzka w lasku ma się odbyć? — zapytał Talwosz.
— Przed wieczorem, czasu dużo do stracenia nie ma, a choćbyś waszmość się jaką godzinę przechadzał, oczekując, nie tak to sroga męka.
Litwin nic jeszcze stanowczego nie odpowiadał, poczęła się niecierpliwić Zagłobianka.
— Pójdziesz, czy nie? — spytała.
— Muszę — rzekł posłuszny Litwin — ale jak ja to potrafię, co mi rozkazujecie... jeden Bóg wie.
— Ja wam nie rozkazuję — przerwała Dosia — nie dla mnie to uczynicie, ale dla królewnej.
Talwosz wejrzeniem zdawał się jej mówić, że przynajmniej równie dla niej, jak dla Anny, podejmował się bardzo niebezpiecznego i nieprzyjemnego szpiegostwa.
Nie upłynęła godzina potem, gdy odarty że-