Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 133.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Panował tu nieład i zamięszanie, służba królewska wyciągała, wozu już widać nie było.
Przechodzący dworzanin, spytany potwierdził, iż króla właśnie już wywieziono.
Jakkolwiek pośpiech ten był niespodziewany, wyjazd nagły, Żalińska na swój sposób to tłómaczyła, nic nie widząc nadzwyczajnego, nic tak bardzo dla Anny niepomyślnego.
Na wpół zdrętwiała powróciła królewna do izb swoich, rozmyślając co teraz pocznie.
Chociaż król pogodził się i oddał jej testament, choć gniew ustał i poróżnienie, położenie się w niczem nie zmieniło. Niewiadomo było czy August pomyślał o tem, aby siostrze przyzwoite stanowi jej opatrzyć utrzymanie. Brakło pieniędzy, rozkazów, opieki nad nią.
Panowie, którzy pomocni w tem jej być mogli, razem z królem wyruszyli z Warszawy; wszystko, co żyło, miało się dla zbliżającego powietrza i dla opustoszenia zamku rozproszyć.
Anna zostawała tu zupełną sierotą na łasce warszawskiego starosty, który niewiele mógł i miał prawo uczynić dla niej.
Rozpłakała się więc znowu, a nieznośna Żalińska, gdy ona wybuchnęła łzami, razem buchła wyrzutami i narzekaniem, że Annie nigdy niczego dosyć nie było, że sobie tworzyła troski, aby je módz opłakiwać.
Anna była tak do tych strofowań nawykłą,