Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 158.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Starosta, który od tak dawna i dobrze króla znał, a widywał go w różnych ducha usposobieniach, przerażony został zmianą jego twarzy.
Było to zawsze tożsamo, poważne, Jagiellońskie oblicze, wiekuistym jakimś obleczone smutkiem, lecz teraz zbliżający się zgon nadawał mu wyraz uroczysty, jeszcze bardziej majestatyczny i namaszczony.
Nie był to już człowiek na ziemi żyjący i ziemskiemi sprawami przejęty, lecz duchem na poły na świecie innym.
Starosta pytania żadnego zadać mu nie śmiał, stał z boleścią w duszy wpatrując się w niego i ręce załamał.
Słychać było oddech w piersiach ciężki i chrzęszczenie.
Parę razy powieki trochę się poruszyły i opadły.
— Koniec, koniec się zbliża — odezwał się po cichu po długiej chwili oczekiwania. — Żyłem za długo, za długo, cierpiałem wiele... zostawiam was sierotami.
Górnicki ledwie mógł stłumić płacz, który, mimo męztwa, pierś mu i oczy napełniał.
— Miłościwy panie — rzekł— żyjcie, Bóg łaskaw, zdrowie wam przywróci.
Na ustach króla widać było jakby uśmiech niedokończony.
— Ani dla siebie, ani dla was tego nie ży-