jakby pobudzony do mówienia, usta otwierał i wkrótce wyczerpując się, słabnął.
Na ostatek sądząc, że się już nazbyt przedłużyło posłuchanie, zrobił parę kroków wstecz od królewskiego łoża, ale król posłyszał chód i oczy otworzył.
— Jedź — rzekł — zaraz, prędko... proszę cię... wizerunki, wiesz... dwa razem, Elżbiety i Barbary... przywieziesz mi je jutro.
— Natychmiast wyruszam spełnić rozkaz, miłościwy panie — odezwał się Górnicki odchodząc.
Król nie musiał już usłyszeć odpowiedzi, gdyż starosta ujrzał go z otwartemi usty, uśpionym głęboko, oddech tylko ciężki i chrapanie piersi znużonych słychać było.
Gdy ostrożnie podniósłszy zasłonę starosta tykociński znalazł się w izbie sypialnią poprzedzającej, w której podedrzwiami stał Kniaźnik, Plat i Jakób cześnik na cichej jakiejś naradzie, potrzebował chwili długiej, aby przyjść do siebie, tak mu jeszcze w pamięci, w sercu brzmiało to, co z ust umierającego słyszał.
Nie ulegało wątpliwości dla niego, iż król już z tego łoża boleści nie miał powstać, że to były ostatnie godziny i słowa ostatnie.
Wzruszony do głębi duszy, Górnicki usiłował zapanować nad sobą, lecz łkania powstrzymać nie mógł.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 166.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.