Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 193.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem w miarę trudności jakie się rodziły, przeszkód, zawad, umysł się budził, rosła energia, instynkt dobywał z głębi.
Anna dawniej płacząca, milcząca, modląca się, zajęta swojemi wychowankami, dobremi uczynkami, ogródkiem, podarkami dla sióstr, drobnostkami życia niewieściego, nagle umiała zająć stanowisko, z którego jej cała siła gromady senatorów zepchnąć nie zdołała.
Potrafiła milczeć, a w chwili stanowczego wyboru zawsze pójść w kierunku, który przyszłości nie zagradzał.
Niezupełnie próżnemi okazały się obawy Firleja i Dembińskiego, którzy się w niej odrodzonej Bony lękali. Nie rozpoczynając walki, nie wypowiadając wojny, pozornie im nawet ulegając, Anna umiała tak swą godność i niezależność zachować, iż musieli ciągle się z nią rachować.
Oni też przeciwko niej wystąpić jawnie nie mogli — opasali tylko żelaznem kołem.
Po kilku dniach Talwosz zjawił się znowu. Przywoził wiadomość, ze posłowie francuzcy kręcili się w okolicy, że trudno im było ważyć się do królewnej, bo ich już wytropiono i śledzono... że może nawet nie dostaną się do niej, ale mieli być dobrej myśli i ufali, że ich królewicz pozyszcze sobie dosyć przyjaciół, aby uprzedzić i zwyciężyć cesarzewicza.