Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Infantka tom I 194.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy to mówił, królewna obojętną udając, stała z oczyma spuszczonemi — lekki rumieniec przebiegł po jej twarzy. Talwosz przewidywał, że senatorowie na wyjazd z Warszawy do Płocka nalegać będą, i zdawało mu się, że można ich było usłuchać. Kto wie, czy w Płocku Anna spokojniejszą i swobodniejszą być nie miała?
Królewna nie odkryła się z tem, co myślała, kazała jednak Talwoszowi, aby na wszelki wypadek dwór się gotował do podróży.
I znowu nadbiegł Czarnkowski, tym razem z przyjacielską i wiernego sługi radą, ażeby Anna usłuchała senatorów i jechała do Płocka.
Królewna wyraziście mu w oczy popatrzyła.
— Nie będę się opierać — rzekła — jeżeli zechcą, pojadę; spodziewam się tam nareszcie spotkać z moją kochaną krajczyną Łaską, a tak mi dobrze czekać na jakiś koniec tam jak tu.
— Powietrze zbliża się do Warszawy! — dodał referendarz.
Uśmiechnęła się Anna.
— Panie mój — odparła — o ile ja wiem, równie ono grozi i w Płocku, ale wola Boża i opieka jego nademną wszędzie jedna!
Westchnęła.
— Pojedziemy więc do Płocka.
Czarnkowski miał jeszcze coś do oznajmienia, z czem się wahał, bo chciał nie-