Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/028

Ta strona została uwierzytelniona.

w lasach. Co mi to szkodziło? nie sprzeciwiałem się. Aliści najechali, zamek ich pełen... polaków, litwy, służby, czeladzi, ciurów, bab... już dla wielkorządzcy kąta niema... Daléj Kaźmirz sobie rządy przywłaszcza i on tu już rozkazuje, a ja stary pod nim — wojewodą!!! Na równi mnie z kasztelanem Jędrkiem stawia! mnie! Wincza Świdwę z Pomorzan i Szamotuł! Mnie!..
To mówiąc wstał, rozprostował się, i ścisnąwszy rękę a wyprężywszy ją zdawał się chcieć niewidzialnego odpierać wroga.
Dobek czując że mu się sprzeciwiając więcéj go jeszcze podrażni, milczał. Spoglądał tylko szukając w twarzy i oczach znaków uspokojenia, które nie przychodziło.
Stary Wincz coraz to z kubka popijał i mówił, jakby sam do siebie, mniéj zważając na Dobka.
— Jeszczem ja tu dosyć silny, aby nie dopuścić czego nie chcę. W Polsce téj mojéj lepiéj mnie znają i więcéj mnie się boją niż Łoktka i synka jego... Jest nas kupa, wszyscy moi pójdą na skinienie ze mną, za mną... Nie odstanie dla niego żaden. Jam zęby na tém zjadł aby tu się panem uczynić i jestem nim...
Królewicz ze swoją śpiewającą Litwinką i wszystkiemi dziewkami, po za wrota zamku nie rozkazuje... kraju nie zna... ani jego nikt... W Krakowie się chował, na Węgrzech dokazy-