Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/046

Ta strona została uwierzytelniona.

Pamiętajcie tylko że ja, choćby mi wielkie rządy odjąć chciano, rychlej tu rozkazywać będę niż kto inny.
Dobek ze spuszczoną głową, niechcąc sporu przedłużać, z bolem wypowiedziawszy co miał na sercu, stał milczący. Rękami tylko dawał swym ludziom w dziedzińcu znaki, ażeby mu konie co rychlej prowadzono.
Czeladź biegała siodłając i wędzidła nakładając, bo konie dopiero u wodopoju były. Przeciągnął się więc wyjazd, na który Dobek zżymając się i niecierpliwiąc czekał.
Wincz który stał długo w nadziei że z synowcem na nowo rozmowę zawiąże, w końcu widząc go odwróconym w stronę i umyślnie milczącym, odszedł gniewny.
Miał już siadać na podprowadzonego mu konia, młodszy Nałęcz, gdy za płotem ukazali się jezdni i w podwórzec wpadł kłusem zbrojny mąż, od Dobka młodszy, z oczyma bystremi, żywy, wesół, lecz coś obce pochodzenie i obyczaj zdradzającego mający w sobie. Strój jego i uzbrojenie było mniej więcej takie jak naówczas nosili wszyscy ci, co do zamożniejszego liczyli się rycerstwa.
Polska nie odróżniała się wielce od narodów zachodu powierzchownością w wyższych społeczeństwa klasach. Wojsko było mniej dobrze uzbrojone, ubożsi ziemianie nosili się ze staro-