skiem wydawało: wyśmiewał się z ludzi i obyczaju...
Lecz, ziemie jakie po ojcu wziął trzymały go tu; a że z ziemiany prostakami żyć nie lubiał, najwięcej po dworach różnych przesiadywał. Nim królewicz Kaźmierz przybył do Poznania, wieszał się u dworu wojewody poznańskiego Wincza Swidwy[1] z Pomorzan i Szamotuł. Lubił go on, bo wesołemi rozmowy i śpiewkami wedle obyczaju niemieckiego i opowiadaniem o podróżach swych go zabawiał.
Petrek, choć go pan wojewoda stale do siebie chciał przywiązać, nie dał się skusić żadną dostojnością. Siadywał u niego po dobrej woli, a podczas znikał i mówiono różnie o nim: jedni utrzymywali że za granicę jeździwał, i po dworach niemieckich się zabawiał, drudzy że z Krzyżakami wyprawy przeciwko Litwie jako gość odbywał, on sam powiadał że doma siedział.
Do stosunków z zakonem niemieckim, z powodu że się on srodze z królem Łokietkiem zadzierał, niebezpiecznie przyznawać się było.
Jak wszyscy tacy ludzie co raz błędnego życia zakosztowali, i miejsca zagrzać nie lubią, Petrek płochy był, bawić się i śmiać lubił, szukał wesołego towarzystwa, wypraw awanturniczych — towarzyszów coraz nowych. Na męztwie mu nie zbywało, lecz więcej miał jeszcze wprawy
- ↑ Błąd w druku; powinno być – Świdwy.