Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/062

Ta strona została uwierzytelniona.

służyłem włosa dłużej nie chcę i nie mogę... Stała mi się krzywda... chcę pomsty... kraj którym rządziłem lat tyle, który mu dałem i utrzymałem, — jest mój do dziś dnia, pójdzie za mną. Przyprowadzę wam wojsko w posiłek, i nielada ludzi, ale takich co najlepiej znają tę ziemię... a ja ją znam najlepiej nieprzyjaciela z którym walczyć macie...
Mistrz słuchał zaledwie lekkim głowy poruszeniem dając poznać że rozumie. Wojewoda wybuchał wciąż z gorączką wielką, mistrz jakby od niej ostygał, stawał się zimniejszym coraz.
Nie odpowiedział ni słowa...
To jątrzyło wojewodę, który powtarzać się począł z narzekaniami i gniewy, z wysławianiem siebie...
W zamian Krzyżacki pan nie spieszył z żadną ze swej strony ofiarą — wojewoda zmuszonym był przez tłumacza zażądać warunków dla siebie.
— Spodziewam się, rzekł, iż ocenicie usługę jaką wam oddaję osobą moją i ludźmi. Pragnę abym się przy tej ziemi, którą wam jako sprzymierzeniec oddaję pod opiekę, — utrzymał panem zwierzchnim. Nietylko ją pozyskacie, ale pozbędziecie się króla i jego do Pomorza pretensyi...
Mam więc prawo domagać się..
Mistrz niedokończoną mowę przerwał zwolna