sługi waszej nie umieli ocenić. Jest ona dla nas przydatną i nie zaprzemy jej.
Poczem natychmiast spytał jeszcze Petrka, ilu mu ludzi przyprowadzić może wojewoda, jak zbrojnych i kiedy się z niemi stawić może.
Rozmowa z namiętnej stawała się chłodniejszą i rachunkową.
Lecz niepodobieństwem było wojewodzie ściśle siły zbierające się oznaczyć. Obiecywał do tysiąca rycerstwa dobrze zbrojnego, a kilkakroć tyle ludu pospolitego, który ono prowadzić miało.
Mistrz chłodno uczynił uwagę że najlepiej zbrojny Polak z niemieckim rycerzem na równi stanąć nie mógł i dodał że ludu też nie wiele ceni, chyba dla straży przy łupach i zdobyczy.
Zniżał tym sposobem szacunek ofiary, jak gdyby chciał razem i nagrody niemieckie uszczuplić.
Dotknęło to wojewodę, zżymnął się srodze.
— Prawda jest, rzekł, że nasze rycerstwo tyle żelaza na sobie nie nosi, lecz się łacniej za to obraca, a czasu boju gdy się na stronę w której posiłków potrzeba przerzucić może, wielkie usługi oddać potrafi.
Luder nie chciał temu zaprzeczać, głową tylko potwierdził co słyszał. Rzekł potem zaraz że mu pilno było, i że posiłków tych oczekiwać długo nie może.[1] wszystko już mając do wyprawy pogotowiu.
Wojewoda odparł opryskliwie i niechętnie,
- ↑ Błąd w druku; zamiast kropki winien być przecinek.