Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/075

Ta strona została uwierzytelniona.

Zaszli do osobnej izbiny, gdzie już i ogień znaleźli naniecony i dzbanek gotowy i łoże posłane, a przez pachołka Florjanowego opończą jego i skórą narzucone.
Przysiadł się Włostek, żołnierz od dzieciństwa, wychowanek wojewody, służka powolny zręcznie usiłując Florjana wybadać, z ciekawości niby, jakie tam i gdzie siły król zbierał i kędy miał iść z niemi.
Florjan, choć podejrzenia najmniejszego o knującej się zdradzie mieć nie mógł — instynktem a po trochę i naturze swej posłuszny, niebardzo się wygadywał. Składał się niewiadomością swą, że go dopiero teraz Hebda z domu wyrwał; że nie wiele co było mu wiadomo.
— Tyle wiem, — rzekł, — że król bardzo pilno zbiera ludzi, a i Węgrów zaciążnych będzie miał, i Litwa mu się też posiłkować przyobiecała.
— No, to siły dzięki Bogu, znaczne zbierze, — mruknął Włostek — ale takich też na Krzyżaków potrzeba, bo ludzie bardzo mocni są i także nie sami. Za plecami ich i król Jan i Niemców siła...
Nie znalazłszy w Szarym żadnego popędu do rozgadania się przy kubku, bo mu tylko pół słowami odpowiadał i zdał się jakby znużonym i sennym, co po podróży dziwném nie było — Włostek nie bawiąc tu nadaremnie, dobrego snu życzył gościowi i wyszedł z izby.