Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/078

Ta strona została uwierzytelniona.

Z izby wyszedłszy omackiem musieli po sieniach iść, aż w bezpieczniejszym kącie jakimś — prowadzący stanął, za suknią ujął Szarego i do ucha mu się chyląc szeptać począł.
— Pan Bóg cię tu miłosierny przyprowadził, wszak Hebda królowi wierny, a i wy?
— A komuż byśmy sprzyjać mieli, — odmruknął urażony niemal Szary — o to i pytać się nie godzi.
— Słuchaj że, i bądź posłuszny, — ciągnął dalej głos drżący, w którym Szary męzki, silny, ale stłumiony poznawał. — Pan Bóg cię tu przywiódł... Pan Bóg! Sam on! Miłosierdzie jego...
Nad królem wisi straszna zdrada — ten, ten którego on zrobił wielkim i potężnym, ten pan wojewoda Wincz, zły że mu dla młodego pana odebrano rządy — zemstą się pali, — idzie do Krzyżaków z całą swą siłą i poprowadzi ich na królewskie grody.
Spokojny dotąd i chłodny Florjan rzucił się oburzony.
— Na imie Chrystusowe! to nie może być! kto? wojewoda.
— Psyt, milcz — począł drugi, ciągnąc go za suknię. — Ja ci to pod przysięgą zeznaję, jak Boga oglądać pragnę. Prawda jest... Ja należę do wojewody, jam w jego ręku, gdyby się domyślał że go wydaję jutro by mnie obwiesić