Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/082

Ta strona została uwierzytelniona.

rzucił nie żeby spał, lecz by spoczął i rozmyślił się.
Do jego własnych ciężkich trosk przybyła mu teraz nowa, a nad nie straszniejsza...
Nie o jednego tu człeka szło, ale o tysiące, a najbardziéj o tego starca króla, który całe przewalczywszy życie, nie zaznawszy spokoju; nie wziąwszy za trud swój zapłaty, z siwym włosem, ze starganemi siły stał teraz znów u brzegu przepaści, nie wiedząc o niéj.
Litość wielka zdjęła mu serce dla pana tego, który tylu miał już nieprzyjaciół, a tu mu własny sługa miał się stać wrogiem.
Twardej natury, nigdy do łez nie skłonny Florjan — omało nie zapłakał.
Nie było tu co już do snu się kłaść, bo znużony mógł ranek zaspać, zatrwożył się — pierwsze kury już słychać było.
Przyłożył parę polan na ognisko — zadumał się...
Pilno mu było przed wyprawą zajrzeć do domu, ależ stokroć teraz pilniej do Poznania, do królewicza z językiem...
Wiedział jak stary król jedynaka swojego miłował, bo na nim całą rodu swego złożył nadzieję i przyszłość, a tam temu ukochanemu zdrada już uknuta zagrażała...
Spieszyć więc musiał a bacznym być...
Wszystko to w sobie ważąc, Szary ucha na-