Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/083

Ta strona została uwierzytelniona.

stawiał rychłoli drugie kury zapieją. Dzień jesienny wprawdzie nie rychło miał nadejść, lecz przypomniał sobie iż resztka księżyca ostatek nocy mogła oświecić.
Szło tylko o to aby w tym dworze i nieznanych szopach, wśród natłoku ludzi, konie swe i czeladź znaleźć po nocy, nikogo nie budząc i na siebie oczów nie zwracając.
Piały drugie kury, gdy Szary podniósł się z pościeli, czapkę wdział, miecz na wypadek wszelki przypasał, bo bez niego nocką w obcem miejscu, wyjść nie było bezpiecznie i wysunął się z izby, szukając drzwi, na podsienie.
Starym obyczajem wszystko tu stało otworem, w podwórcach się spodziewał wychodząc znaleźć sen i ciszę — lecz, zdumiał się bardzo mocno, gdy stanąwszy u wielkich drzwi i wyglądając ku wodopojowi i szopom postrzegł między ludźmi wojewody ruch wielki... Po za studnią rozpalone było ognisko i ludzie się około niego jak ćmy kręcili. — Noc w istocie jak się spodziewał, nie bardzo była ciemna, dostrzegł więc że niektórzy na koń wsiadali i ruszali się już w drogę, drudzy w podwórcu konie wiedli... inni nie spiąc przy ogniu czuwali.
Z postawy człeka który przeciw płomieni stojąc jak czarny cień się wydawał; zdało się Florjanowi iż Włostka poznawał.
I jemu więc tém bardziéj czas było w drogę.