Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/084

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie myśląc długo posunął się ku szopom aby czeladzi się dobudzić, o której wiedział z doświadczenia że sen miała twardy.
Szczęściem dlań pachole jego zaniepokojone tym nocnym ruchem, który we dworze panował, nie spało i poznawszy kroczącego pana podbiegło ku niemu z pod szopy. Konie nakazawszy natychmiast siodłać, Szary spokojniejszy do dworu powrócił, przyodział się jak należało i w prędce zabrawszy co miał, do przedsieni wyszedł czekać.
Bardzo mu o to szło aby jego wyjazdu tak pospiesznego nie dostrzeżono, lecz było to prawie niepodobieństwem. Musiał więc wreście konia dosiadłszy powoli ciągnąć i nadchodzącego Włostka pozdrowić, rad że mu się bez przeszkody za wrota wydobyć udało...
Drogi do Poznania nie pamiętał wprawdzie, ani o nią mógł pytać, aby podejrzenia nie obudzić — instynktem więc ruszył ode dworu w prawo, choćby miał pobłądzić, postanowiwszy rychło u ludzi nie badać o gościniec. Musiał się na łaskę bożą spuścić i na oślep ciągnąć po nocy. Księżyc przekrojony już na pół, kawałkiem mu przyświecał po troszę aż do dnia.
Ku lasom się zbliżał, gdy i piérwsze brzaski na niebie się ukazały. Z niemi téż i ludzie w polu musieli się zjawić, pastuchy z bydłem, a późniéj z radłami i bronami rolnicy.
Pustą jednak wydawała mu się okolica i ży-