Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/085

Ta strona została uwierzytelniona.

wego ducha w niéj, oprócz stad wron i kruków nie znalazł, które zobaczywszy jak od złych proroków się przeżegnał.
Był już na skraju lasu, gdy nareszcie człeka zobaczył zdala o kiju kroczącego. Spostrzegł go daleko wprzód nim on się widzianym być spodziewał.
Mężczyzna, wydał mu się silnym i rosłym, chociaż o kiju szedł i podobnym był ze stroju, łachmanów i torby do żebraka.
Lecz, gdy Szary właśnie mu się przyglądał — stał się cud — ów żebrak wnet się zgiął, zgarbił, zmalał, na kiju począł ciężko opierać i wlec tak noga za nogą, jak gdyby ledwie mu na to sił stawało.
Bystre miał oko Szary i ta nagła odmiana nie uszła mu, lecz że ubogich siła się takich włóczyło jeszcze: wróżbitów, śpiewaków, nędzarzy, a ci się często schorzałemi czynili aby litość obudzić — tak to sobie Florjan wytłumaczył.
Bacznie jednak wpatrywał się w żebraka, który tym samym przeciwko niemu szedł gościńcem.
Widać teraz było że głowę miał z karkiem przekrzywioną, a krzyże jakby złamane, choć niedawno przysiągł by był Szary że go prostym zdala ujrzał.
Zwolnił koniowi kroku, bo się u żebraka o