nie zbywa, ale on jakoś w tych krwawych bojach, w których myśmy wzrośli, nie smakuje.
Powiada zawsze że dużo w domu jest do roboty, a czas by pokój mieć, aby lepiej u siebie pogospodarować...
— Dziwna to rzecz — odezwał się Szary, że po ojcu nie wziął ochoty do wojny, bo król od dziecka nie robi nic ino wojuje...
— Tak, aleć bywa nieraz że właśnie po skąpym następuje rozrzutny, a po marnotrawnym oszczędny... może i my pana miłośnika pokoju dostaniemy po Łokciu...
Tu dopiero Beńko, jakby sobie przypomniał, o co mu najpilniej pytać było, zwrócił się do Florjana i rzekł.
— A wyż tu do nas, z czem i po co? boć to wy czasu nie zwykliście marnować i pewnie was Hebda zabierze na wyprawę.
Szary się trochę z odpowiedzią strzymał, niewiedząc z razu czy całą prawdę rzec, czy przez pół, czy skłamać... Sprawa była ważna i ladakomu się jej zwierzać nie godziło. Nie wiedział czy Beńko, choć do Kaźmirzowych sług się liczył, do wojewodzińskich przyjaciół nie należał. Wolał więc wybadać go nieco i rzekł.
— Jam do pana Wojewody był posłany...
— Ale go w Poznaniu nie masz — odpowiedział Gozdawa — podobno ze złości i gniewu do swoich Pomorzan uciekł.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/098
Ta strona została uwierzytelniona.