Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

w sukni białej, z włosami na ramiona spuszczonemi, z piosenką i śmiechem na ustach...
Nie miała już na sobie stroju jaki ją zdobił w wycieczce za miasto, ale cienkie i lekkie rąbki, które kibić jej rysowały wiernie... Nad czołem tylko za całą ozdobę, we włosy wpleciony sznur albo raczej przepaska złocista, je utrzymywała.
Weszła śpiewając, zobaczyła obcych, ręką po nad głową potrzymała chwilkę ciężką oponę, rozśmiała się wybuchem śmiechu dziecinnym; — zasłonę opuściła i znikła...
Każmirz[1] który zwrócił głowę w tę stronę, rozśmiał się także, i krok uczynił ku niej, lecz już jej nie było...
Szary się żegnał...
Wyszli natychmiast z komnat pańskich, a Beńko wprost ztąd powiódł towarzysza swego do gospody Wilczka.
Pan Floryan chciał tylko się przespać nieco i ze dniem puścić znowu w drogę. Nadto ważne wiózł wieści by mu pilno nie było... Na spoczynek wszakże rachował przedwcześnie, bo Beńko mu nie chciał go dać, zapraszając jeszcze do siebie na wino. Nie można było odmówić...
Sieradzanin Grzmot Hincza dopytawszy współziomka, przyplątał się do nich trzeci.

Było to zawsze w polskiej krwi, iż od kupy nie rada się oddzielała, a gwarzyć lubiła, musiał więc Szary, choć nie pijał wiele, zasiąść za stół

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Kaźmirz.