Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

— Stary Łokieć zapłaci...
— Wiele ma czeladzi?
— A kto ich liczył...
Mijali go tak, Florjan się przeżegnał panu Bogu dziękując. Co miał robić, sam teraz nie wiedział. Był już pewien że Nałęcze za nim gnali, na zamku wieczorem podsłuchawszy...
Stać i czekać ażby ta pogoń się zawróciła — czasu była strata znaczna, za niemi jechać, niebezpiecznie.
Musiał więc na drzewa i korę popatrzywszy, aby się bardzo nie obłąkać, puścić lasem bez drogi, w imie Boże.
Miał ci tę wiarę poczciwą, starodawną, że w sprawie téj, któréj służył Bóg musiał mu pomagać i nie da mu się w lesie zgubić...
Nakazał czeladzi milczenie, przeżegnał się krzyżem świętym, konia ściągnął, kaptur nacisnął — i — w las.