Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

podpierano ściany, naprawiano chaty i tak się tam żyło.
Matka póki żyła wychowywała córkę Domnę, a wszyscy, ojciec, brat i ona pieścili ją, bo było to dziecko osobliwszej piękności i rozumu.
Brat matczyn, która z rodu Jaksów była, księdzem został, i aż do włoskich ziem uczyć się wędrował, a powrócił świadomy wszystkiego co na świecie się działo, w pismie biegły, pobożny i rozumny, tak że go do wielkich dostojności w kościele posuwać chciano. Lecz tych odmówił, na probostwie w Sieradziu siadł, i tam się, jak mówiono w pargaminach grzebał, a drugie i sam pisał i malował.
Ten że do siostry swej, żony Leliwy przywiązanym był, często tu w lasy zjeżdżał, kapliczkę sobie drewnianą przy dworze sklecił, w niej mszę odprawiał, a gdy dłużej w Lelowie przesiadywał młodych nauczał, a starych zabawiał i rozumne im dawał rady.
Ten siostrzenicę swą Domnę polubiwszy dla rozumu, gdy bracia jej, rychło bardzo po lasach hasać zaczęli, i księdza niebardzo słuchać chcieli, uczył wszystkiego i prawie sam wychowywał.
Umiała też więcej niż matka, ojciec i bracia, a wiedziała o ludziach, krajach, o Bogu i o świecie bożym lepiej niż oni. Stary kapłan tak się nią cieszył jak dziełem rąk swoich.
Lecz gdy dziewczę podrastało, a już można