się było troskać, komu ją dać, bo doma na zawsze pozostać nie mogła — wuj kapłan, ojciec i matka patrząc na nią, — wzdychali potajemnie frasując się komu się taka perła dostanie, aby na niej poznał się i ocenił ją.
Ksiądz wuj po księżemu radził, aby co najlepszego dom miał panu Bogu ofiarował i do klasztoru ją poświęcić, bo w nim według niego największa ją czekała szczęśliwość i pokój niczem nie zamącony.
Matce żal było dziecięcia, ojciec nie mówił nic. Możeby wuj nakłonił rodziców do tej ofiary, lecz w czas się opatrzył że Domna, choć pobożna bardzo, do klasztornego życia powołania nie miała.
Piękne dziewczę złotowłose, żywe było, zrosło wśród lasów i wsi, na szerokich polach, na łąkach zielonych; obracając się swobodnie — w ciągłym ruchu i zajęciach, przy śpiewkach i gadkach wieczornych — klasztór ze swą ciszą jednostajną ją przerażał.
Ksiądz, który dla tego może mury klasztorne radził że się nadzwyczajnej piękności siostrzenicy dla niej samej obawiał — napróżno probując nawrócić ją, na ostatek zamilkł i Bogu zlecił dalsze losy.
W tym czasie jakoś, gdy piękne dziewczę dorastało, jednego wieczora zjawił się w Lelowie człek młody, z rycerska ubrany i uzbrojony,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.