Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

Nikosz, który przy starym i na łowach i w domu ciągle przesiadywał, a zabawiał go i kładł mu co chciał do uszu — tak umiał nieznacznie zawsze na każdego co na Domnę spojrzał coś podszepnąć iż do wszystkich Leliwę zrażał.
Czy wiedział tyle o tych młodych, czy kłamał zręcznie, dojść było trudno — a u starego wiarę zyskiwał. I im dłużej to trwało tem w domu przewagę większą brał i bali się go wszyscy, bo na każdego donosił i skarżył.
Piękna Domna za którą się uganiał ciągle, jako mogła od niego uchodziła i z oczów jéj czytać mógł że łaski u niej nie miał.
Wcale go to jednak nie zrażało, im się ona zręczniéj starała go unikać, tém usilniéj zachodził jéj drogę.
Przyszło do tego wreście iż raz ją ze starą piastunką w lesie napędziwszy, choć zaraz się z nią w stronę rzuciła — pogonił i z wielkiem zuchwalstwem oświadczył jej że ją miłuje, i choćby dziesięciu trupem położyć przyszło — nie dopuści do niej nikogo, a mieć ją musi za żonę.
Domna mu naówczas ostro odparła, że powinien pamiętać iż sługą jest, — i że ojcu się nań skarżyć będzie, jeśli się kiedy narzucać jéj ośmieli.
Na to Nikosz śmiechem odpowiedział, iż sługą jako żywo nie był, ale przyjacielem, że ziemia-