Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.



VIII.


Nie było pewnie na szeroką okolicę szczęśliwszego małżeństwa nad to krwawe, ani lepiej dobranej pary. Wprawdzie szczęśliwemu Florjanowi długo siedzieć w gnieździe nie dał wojewoda. Raz w raz go potrzebowano, musiał ledwie zsiadłszy z konia, na drugiego się przesiadać; ledwie przywitawszy się, żegnać.
Naówczas Dalibor zostawał na straży grodka, domu, żony i gospodarstwa, a Domna też mu pomagała. Piękna młoda pani, była i pracowitą i mężną, jak przystało żonie wojaka. Cały dzień nie przysiadła i nie spoczęła, albo z dziewczętami swemi przędąc i śpiewając, lub ojca zabawiając, porządek czyniąc w domu, wreście modląc się, bo, choć do klasztoru iść nie chciała, pobożną była bardzo.
A ta pobożność jej i praca była przedziwną,