Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

zabijać. Kurp mu się podobał, na długie zimowe wieczory go sobie zamówił, piwa mu nie szczędząc.
Łaził więc tu stary i siedział chętnie, a gdy się lepiej poznali, zaczął go Nikosz tu i owdzie wysyłać, aby się o coś dowiedział. Nie obudzał stary kaleka podejrzenia, znano go od dawna że się po okolicach wałęsał. I tak uczynił sobie zeń pomocnika.
Wlókł się Kurp do Mojkowiec, do Wronikowa, a gdy tam niemógł się dowiedzieć co mu było potrzeba, szedł do Surdęgi stawał u zamkniętych wrót, śpiewał, piszczał, aż mu wreszcie je otworzono.
Tu też żebraka od ognia w czeladnej izbie nie odpędzano. Dawano mu jeść, słuchano chętnie co rozpowiadał — wypytywano i wygadywano się przed nim, nie zbyt ostrożnie.
Kurp’ zawsze mógł się tu dowiedzieć kiedy i na jak długo wyjeżdżał z Surdęgi Florjan, i gdy się go z powrotem spodziewano.
I teraz też, gdy Hebda wezwał Szarego, a sposobiono się do wyprawy przeciw Krzyżakom, Bąk był dobrze uwiadomiony. Wiedział i o tem że ludzi co najlepszych z sobą zabrał Szary, a był pewien że z niemi zostanie przy królu i nie zjawi się do Surdęgi, aż po wojnie, która się zapowiadała długą i krwawą.
Właśnie gdy Szary do Poznania spieszył,