Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/016

Ta strona została uwierzytelniona.

do łez zaczerwienionemi niewiastę w płaszczu jedwabnym i czapeczce na głowie.
Szła tuż za królewiczową, sama jedna, gdy reszta dworu trochę się dalej zatrzymała.
Ludzie zobaczywszy ją, szeptać coś do siebie zaczęli. Smutno wyglądała jak ofiara, jak cierpiąca okrutnie, a usiłująca boleść stłumić w sobie.
Matrona była, której przystało snać w ślad iść za królewiczową, i która w prawie się czuła przy niej miejsce zajmować.
Na twarzy Łoktka malowało się zdziwienie i jakby odcień jakiejś radości, za którą wejrzeniem zaraz Bogu podziękował.. Biskup stał błogosławiąc powoli podniesioną ręką, tak aby promienie tego krzyża siągnęły najdalszych pobożnych... Spojrzał na klęczącą Hannę i ręka jego poruszyła się, jakby umyślnie jeszcze dla tej spóźnionej.
Chór księży z Marcinem Kantorem na czele zanucił pieśń błagalną i poklękli wszyscy.. Rycerstwo jej wtórowało..
Wielu z żołnierzy tego dnia przystępowało do komunji, bo kto na wojnę szedł, zbroił się w kościele. Na pobojowisku nie zawsze znaleźli się kapłani..
Naostatek rycerstwo z kościoła wypływać zaczęło, wstała królowa idąc synowę uściskać, podniósł się król i razem wszyscy przejściem krytem zmierzyli ku dworowi pańskiemu.