Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.

wielkim Hebda. — Dawnośmy się go spodziewali — a teraz się tylko spełniło, w co żaden poczciwy człek wierzyć nie chciał.
Wojewoda z Nałęczami poszedł do Krzyżaków, a oni z nim już wpadli i palą, a rzną i niszczą...
Odparto ich, słyszę od Inowrocławia z niemałym trudem, ale Słupcę wzięli i spalili... i żywéj nie puścili duszy.
Królewicz nasz z Nekandą w Pyzdrach był, godzili na to, aby go porwać, szczęściem w porę ostrzeżony, uszedł z życiem i dąży ku nam.
Z Pyzdr téż kupa popiołu!!
Gdy to mówili ziemianin odarty, z suknią na piersiach nagich poszarpaną, z twarzą pałającą, rozogniony, na pół oszalały, nieprzytomny wyszedł z izby od króla.
Wyproszono go z tamtąd, aby Łoktka więcéj nie rozżalał i serca mu nie psuł — lecz ust mu zamknąć nikt nie umiał, mówił a raczéj ryczał z boleści, szarpiąc na sobie odzież, na głowie włosy, ręce na pół obnażone podnosząc do góry i załamując nad czaszką... Stał w progu, jęcząc i wyrzekając...
— Gdzie przeszli tam po nich ino popieliska i trupy...
Nie szczędzili nikogo, dzieci, starców, księży po kościołach, kościołów... Ludzi co do nich uciekali u ołtarza z szat do naga odarłszy, rze-