Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/044

Ta strona została uwierzytelniona.

około wozu — popatrzył chwilę i usunął się po cichu.
Przez całą noc jęki niewieście go dochodziły.
W obozie mało kto zasnął tej nocy. Pozornie panowała cisza i spokój, bo królewskie słowo miało siłę potężną, lecz niepokój w umysłach był straszny...
Co niecierpliwsi o rychłą pomstę wołali. Tym czasem nazajutrz kazano im stać w miejscu, potem pół dnia zwijano obóz, zamiast wprost ku granicom i zagrożonemu krajowi, Łoktek dał rozkaz wojsku i usunął się z niem w lasy na prawo...
Widziano go na koniu jadącego, z twarzą kamienną, z wejrzeniem osłupiałem — lecz wodzowie widzieli, co się kryło pod tym chłodem i martwotą, nikt nie śmiał doń przemówić.
Mówił mało... — krótkiemi słowy, odpowiedzi nie słuchał...
Zdawał się nawet nie widzieć i nie poznawać najbliższych...
Wieczorem kilka skarg było do wojskowych sędziów, król najsurowiej karać kazał...
Tydzień leżał obóz w lasach, i posły tylko biegały języka dostając...
A kto z językiem powrócił pod karą główną słowa się nie ważył mówić po obozie.
Wojsko nie wiedziało nic — a niecierpliwość w nim wrzała okrutna...