Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

— Już tak z nami mówicie? już tak! Sprzedaliście nas niemcom? hę?
Wojewoda przypadł ku niemu za miecz chwytając, ale Remisz porwał jego rękę i jak w żelaznej obręczy ją zatrzymał.
— Słuchaj wojewodo — rzekł, nie dolewaj oleju do ognia. Miarkuj się, radźmy jak swoi, jak bracia jednego rodu.
— Ani rodu ni braterstwa nie ma na wojnie, począł wojewoda — jedno jest — rozkaz i posłuszeństwo.
— Ziemianin i na wojnie ziemianinem być nie przestaje — odparł Ogon.
Z za niego jeden z Nałęczów, nieopatrzny krzyknął.
— Wiedz ty — Wincz.. że choć wojewodą jesteś, jak nas zdradzisz, tak jakoś króla zdradził, to ci łeb utniemy!!
I miecz błysnął.
Wincz swojego dobył.
— Będzie komu mnie pomścić — zawołał na obóz niemiecki patrząc.
Okrzykiem zagłuszono go, wszyscy byli oburzeni..
— Dobrze tak! krzyczeli z tyłu stojący. Dobka nam było słuchać a nie jego. W matnię nas wprowadził, na zgubę..
Rozgorzało okrutnie. Wojewodę ledwie Remisz utrzymać mógł tak się miotał i wściekał.