Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/062

Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem w niemieckim obozie postrzegłszy ten zamęt i spór, Krzyżacy wstawać zaczęli, ruszać się też i dawali sobie znaki zbliżając się powoli ku polskiemu oddziałowi.
Klimsz wskazał to swoim, wszyscy się pomiarkowali. Sam wojewoda ochłonął nieco, i z Remiszem a dwoma innemi wybranemi usunął się do namiotu. Reszta ich w oczekiwaniu rozłożyła się do koła, siadając i kładąc się na ziemi. Z namiotu słychać było głosy podniesione, gorące, ale mało co kto urywanych wyrazów mógł dosłyszeć, ziemianie zbliżali się, nastawiali ucha — kiwali głowami.. dawali sobie znaki. Po chwili zniżył głos wojewoda, ciszej prowadzono rozmowę. Przedłużyła się ona dosyć, — i gdy Remisz z towarzyszami wyszedł z namiotu, w którym wojewoda pozostał, poszeptał coś swoim, którzy powstawali i dosyć kwaśni a pochmurni rozchodzić się zaczęli.
Jaki był skutek rozmowy, wiedziało tylko kilku starszyzny, innych zapewniono że — wojewoda z Krzyżakami ostro się rozmówi i kraju ich bronić będzie, boć razem i siebie.
Do czasu więc pozornie uspokoiły się umysły, Remisz z kilką którzy go nie odstępowali, nim doszedł do swych wozów, zobaczyli jak wojewoda przeodziawszy się w lepsze szaty i kilku ludzi biorąc z sobą, podążył wprost do czerwonego namiotu. Robiło się ciemno, ale pod mar-