Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/092

Ta strona została uwierzytelniona.

wielkim przez płótno widać było światełko we wnętrzu.
Przewodnik zsiadł, a za jego przykładem wojewodzina zsunęła się z konia. Naprzeciw nim szedł już słusznego wzrostu mężczyzna, któremu kobieta szepnęła słów parę i ciągnąc męża za sobą pospiesznie, podeszła z nim do namiotu.
Dawał z sobą czynić co chciała... nie miał woli...
Towarzyszący im ludzie pozostali w pewnem oddaleniu...
Gdy tak czekali u drzwi namiotu, wojewodzina zbliżyła się do męża, chwyciła rękę jego i do ust ją przykładając, zawołała poruszona, głosem, w którym łkanie słychać było...
— W twoich rękach los nasz! cześć nasza... życie... wszystko...
W tem podniesiono opłotek, światło przedarło się z wnętrza, i na jasnem tle, wystąpiła maleńka, znana wojewodzie, postać króla, który sam wychodził ku niemu do progu.