Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.



V.


Milczący ku sobie się zbliżali; król taki, jakim bywał w najcięższych życia chwilach, kamienny, nieporuszony, zdrętwiały a silny — wojewoda zburzony, niespokojny, upokorzony, roznamiętniony walką z sobą samym, nie pewien, co pocznie — przybity i dumny razem.
Od jednego słowa, od brzmienia jego głosu zależeć mogło wszystko...
Wincz téż nie spieszył się przemówić, a król patrzał nań cierpliwie i czekał. Mierzyli się oczyma. Łoktek spokojem swym zwyciężył go, wojewoda spuścić wzrok był zmuszony.
Nie mogąc doczekać się od niego słowa, bo Wincz jak winowajca stał z głową zwieszoną, niemy, oczów już nie śmiejąc podnieść ku niemu; król szepnął cicho, głosem, w którym boleść mężna brzmiała i nieulękniona.