Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

biety i mężczyzn poobrażano, zabijano, pastwiono się.
Komtur patrzał na to, nie hamując wcale tłuszczy swej.
Można sobie wystawić co się działo naówczas z polskim oddziałem, który na to patrzeć musiał i być tych zbrodni niejako współwinowajcą.
Z każdym też dniem rosła w Nałęczach nienawiść do krzyżaków i do wojewody, który ich wydał w te ręce, niewinną krwią skalane.
Wincz potrzebował choć iskierkę nadziei dać swoim, aby mu się nie rozbiegali, gdyż codzień liczba się zmniejszała.
Myślał, w jaki sposób to mógł uczynić, gdy zbudziwszy się ze snu, ujrzał Włostka przed sobą, oznajmującego mu z obawą i wahaniem, że Dobka w obozie ujęto...
Nic lepiej na rękę nie mogło przypaść wojewodzie...
— Przywieść go do mnie — rzekł — a niech ludzie bardzo o tem nie głoszą...
Z dumą i obojętnością na los, jaki go mógł spotkać, Dobek przyprowadzony do namiotu, wszedł i stanął milczący.
Po wczorajszej rozmowie wieczornej, mówić już nie miał co...
Gruchnęła wieść po obozie, że Dobka pochwycono, gdy ludzi do ucieczki namawiał. Wielu