Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.II.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

Nie myliło ich ucho, w głębi tej nocy ruszało się coś, powolnie, ostrożnie, daleko...
Ruch ten ustawał — milknął, ginął i wznawiał się... Poruszyli się starsi...
— Sławek, po namiotach! niech nie śpią, już coś słychać...
Sando i Sławek oba wybiegli... W odsłoniętym namiotu otworze, chyliły się głowy ciekawe — nasłuchując...
Głuche owo tętnienie wznawiało się, lecz dnia, ani brzasku, ani świtania na niebie widać nie było...
Noc nie miała końca.